czwartek, 29 sierpnia 2013

Smutny los Ignacego

Przedwczoraj siedziałam przed komputerem, gdy do pokoju wszedł tata. Jak tylko zobaczyłam jego minę i rękę lekko trzymającą coś małego, już wiedziałam, że znów znalazł w ogrodzie coś żywego. Tylko co tym razem: jeż, mysz czy ptak? Położył mi na ręce maleńkiego, jeszcze nie całkiem opierzonego ptaszka. Okazało się, że biedak stał pod choinką i przeraźliwie piszczał od dłuższego czasu. Nasze poszukiwania gniazda skończyły się niepowodzeniem. Po przeszukaniu książki ornitologicznej i Internetu, tata stwierdził, że jest to pisklę dzwońca. Obserwowaliśmy, czy jakieś starsze ptaki nie przyjdą go nakarmić, tam gdzie był znaleziony, ale pomimo przeraźliwego pisku młodego żaden dorosły dzwoniec nie przyleciał. W domu karmiliśmy go pokruszonymi na drobne kawałeczki ziarnami świeżego słonecznika i robakami wydłubanymi ze śliwek. Niestety wczoraj wieczorem Ignacy zdechł. Za wcześnie wyleciał z gniazda żeby przeżyć...




2 komentarze:

  1. Wzruszająca historia... biedny maluszek zapewne tak mocno tęsknił za mamą, że jego serce nie wytrzymało... Uroczy był ten Ignacy! ;-(

    OdpowiedzUsuń
  2. Trochę mam wyrzuty sumienia, że w ogóle go zabieraliśmy z trawnika, może inne dzwońce by go znalazły. Z drugiej strony przy naszych czterech kotach spacerujących po ogrodzie mógłby i tak długo nie przeżyć, zwłaszcza że nie umiał jeszcze latać.

    OdpowiedzUsuń